9 grudnia 2013

moja włosowa historia

W podstawówce były koloru mysiego, taki typowo polski, jak go często określam :) Nigdy nie miałam włosów do pasa, mama skrupulatnie podcinała mi "końcówki", aby włosy były gęste i zdrowe :D Z moimi włosami od zawsze było tak, że po prostu nie miałam z nimi większych problemów. Nie wypadały, nie rozdwajały się, nie puszyły. Wystarczył szampon (wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o istnieniu odżywki). Tak było w 3 klasie podstawówki:

(ja to ta dziewczynka po lewej)

W piątej klasie mama w wakacje zrobiła mi blond pasemka i od tego się zaczęła moja przygoda z farbowaniem. Blond wylądował na mojej głowie nieco później.. Najpierw był czarny, a tak naprawdę to było wakacyjne farbowanie włosów farbą ZMYWALNĄ firmy Palette w kolorze czekoladowy brąz, który wyszedł jak wyszedł :) Wiecie jak to jest, człowiek młody, głupi, chce wyglądać starzej, no i się zaczęło.. Ciemny kolor włosów miałam przez całe gimnazjum i wyglądało to mniej więcej tak:


W wakacje przed liceum zapragnęłam blondu, bo stwierdziłam, że mam niebieskie oczy, więc ten kolor będzie świetnie z nimi współgrał. I z perspektywy czasu stwierdzam, że była to najgorsza decyzja w moim życiu. Przed rozjaśnianiem moje włosy były w świetnej kondycji. Długie, proste, lśniące, zero problemów. Dzwoniłam do salonów fryzjerskich, ale żaden nie chciał się podjąć dekoloryzacji na farbowanych, czarnych włosach, a byłam wtedy na wakacjach u babci, która stwierdziła, że rozjaśni mi włosy sama. A JA SIĘ NA TO ZGODZIŁAM.. Kupiłyśmy dwa rozjaśniacze, oczywiście te najmocniejsze.. Kolor wyszedł rudy, ale kondycja włosów była znośna. Następnego dnia babcia zaproponowała, żeby kupić kolejne dwa i dojdę do blondu. Tak też zrobiłam.. Po rozjaśnianiu kolejnego dnia włosy były straszne.. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy popatrzyłam się w lustro i włosy przypominały watę cukrową. Nie byłam w stanie ich rozczesać, po prostu mi same odpadały.. Potem kupiłam farbę koloru blond, żeby kolor był w miarę jednolity i tonę odżywek, aby je wzmocnić, jednak jak się pewnie domyślacie, niewiele to pomogło. Włosy dalej były za łopatki.. Gdy wróciłam do domu, wszyscy wciskali mi kit, że wyglądam świetnie.. 
A wyglądałam tak:

(widać, że są już przerzedzone) 

Pewnego dnia przyszła koleżanka mojej mamy, która z wykształcenia jest fryzjerką. Stwierdziła, że moje włosy wyglądają jak miotła, więc trzeba je ściąć. Wspomnę tylko, że ta pani specjalizowała się głównie w strzyżeniu męskim.. Potem zaoferowała swoją pomoc w farbowaniu ich na chłodniejszy odcień, w tym czasie pamiętam, że wydałam na fryzjerskie produkty mnóstwo pieniędzy, no i wyglądałam tak:

(widać jak bardzo są popalone mimo ich ścięcia) 

Jednak długo się tym kolorem nie nacieszyłam, bo po miesiącu stwierdziłam, że w blondzie po prostu źle się czuję i wracam do ciemnych. TAK, DOBRZE PRZECZYTAŁAŚ.. Kupiłam czarną farbę, a potem zaczęła się regeneracja. Problem polegał na tym, że włosy się kruszyły.. I to na całej długości. Po prostu wszędzie zostawiałam ich kawałki, nie pomagało odżywianie, podcinanie.. Dosłownie NIC.. Włosy przestały rosnąć.. To był okres kiedy odkryłam doczepiane włosy clip-in. Zamówiłam je na internecie i po ich założeniu wyglądałam tak:


W między czasie stwierdziłam, że jednak marzy mi się mój naturalny kolor włosów, więc znowu zdecydowałam się na dekoloryzację, jednak tym razem oddałam się w ręce profesjonalisty i kolor wyszedł, tak jak miał wyjść, jednak moim i tak już zmasakrowanym włosom, ten zabieg nie przypadł do gustu.. Teraz jestem na etapie odżywiania i podcinania. Trwa to już prawie pół roku, ale jest coraz lepiej. Problem polega na tym, że włosy naprawdę przestały mi rosnąć.. To znaczy wiem, że one na pewno rosną.. Ale w porównaniu do tego jak sprawowały się przed przygodą z rozjaśniaczem, ich przyrost określam jako minimalny, niewidoczny, niezadowalający.. Dzisiaj miałam kolejną wizytę fryzjerki i włosy przed podcięciem były takie:

(widać przesuszone końcówki, zdjęcie z lampą) 

Natomiast po podcięciu prezentują się tak:
(zdjęcie z lampą)

Stan który osiągnęłam nie jest zadowalający, ale zdaję sobie sprawę, że dojście moich włosów do formy sprzed paru lat zajmie im trochę czasu.. Obecnie robię co w mojej mocy, żeby im choć trochę pomóc. Jedyny problem jaki obecnie mam jest taki, że końcówki parę tygodni po podcięciu wracają do swojego pierwotnego stanu, czyli są suche. 
Może mogłybyście mi coś doradzić? :)
Buziaki,


4 komentarze:

  1. Jak to efekt jest niezadowalający ? Proszę Cię, masz piękne włosy ! :) No nieee, proszę mi się tutaj nie buntować , bo stan Twoich włosków wygląda na bardzo dobry. A jaką drogę przeszłaś w ich pielęgnacji ;) Żeby końcówki nie były suche warto je zabezpieczać olejami lub jedwabiem, np. ten z Green Pharmacy jest świetny :) + oczywiście mycie włosów delikatnym szamponem lub odżywką jeśli nie posiadasz bardzo przetłuszczających się włosków ;) A jeśli chodzi o porost to polecam Jantar lub mgiełkę z Radicala przeciw wypadaniu - dzięki nim miałam mnóstwo maleńkich, nowych włosków ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. na brak baby hair nie narzekam, gorzej ze zmuszeniem "starych" włosów do porostu :D ale bardzo dziękuję za rady i miłe słowa :) wcierkę jantara stosowałam, radicala i green pharmacy postaram się nabyć w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, znam niestety ten ból.. A piłaś drożdże ? Bo to podobno bardzo "zmusza" te starsze włoski do wzrostu ;) Ja niestety wytrzymałam na tej kuracji kilka dni, później wkradło się lenistwo i niechęć to smakowania i wąchania tej mikstury.. ;P

      Usuń
    2. Próbowałam, ale za długo nie wytrzymałam.. Odrzucał mnie ich zapach i smak w sumie też. Piję za to codziennie skrzypokrzywę :)

      Usuń